„Solidier fly” czyli z angielskiego na nasze, można by to przetłumaczyć jako „mucha żołnierz,” albo „żołnierska mucha.” Po włosku, często są nazywane „Mosche Armate” czyli „uzbrojona mucha.” Niemieckie „waffenfliegen” można przetłumaczyć w podobny sposób. No i jeszcze łacińska nazwa „Striatomyidae,” która wzięła się od greckiego połączenia „στρατιώτης” (co oznacza żołnierza) oraz „Μυια” (oznaczającego muchę). Wszystko to odnosi się właśnie do rodziny Striatomyidae, do której należy moja dzisiejsza bohaterka.
Skąd to całe militarne nazewnictwo? Cóż… same muszki z tej rodziny są całkowicie nieszkodliwe dla otoczenia, więc rzecz na pewno nie leży w ich zachowaniu. Wygląd od czasu do czasu miewają groźny, ale to raczej też nie to. Możliwe, że chodzi o larwy, które mogą sprawiać wrażenie uzbrojonych. Tak czy siak, zostawiam wolną rękę, jeśli chodzi o interpretacje tego nazewnictwa. Zastanowić się za to można nad tym, dlaczego ktoś w naszym kraju musiał się wyłamać z tego wojskowego kanonu i ochrzcić te muchówki jako… zmrużkowate! Na szczęście istnieje jeszcze jedno określenie, coraz częściej stosowane, mianowicie lwinkowate i choć nie brzmi ono zbyt militarnie, to jednak ma w sobie odrobinę grozy (bądź, co bądź, z lwami nie ma żartów, prawda?).
Wygląd
Odontomyia ornata to średniej wielkości zmrużek (około 1,5 cm), o dość klasycznym wyglądzie, głównie ze względu na jej stosunkowo długie oraz spłaszczone ciało. Podobnie jak u wielu innych przedstawicieli tej rodziny, także u O. ornata, z tarczki wyrasta para kolców, które mogą jej nadawać nieco groźnego wyglądu.
Mamy również całkiem ładnie zarysowany dymorfizm płciowy. Oczy samicy znajdują się w wyraźnej odległości od siebie, a pomiędzy nimi jest ulokowane czarne czoło z żółtymi plamami. Przedplecze jest ciemne i błyszczące, z licznymi, biało-żółtymi włoskami. Odwłok szeroki, z sześcioma, trójkątnymi, żółtymi/żółtopomarańczowymi plamami po bokach i jedną podłużną na jego zakończeniu. U samców, oczy wyraźnie stykają się ze sobą, pozostawiając w górnej części nieduży, trójkątny odstęp o ciemnej barwie. Przedplecze wyraźnie czarne i błyszczące z gęstymi, żółtawymi włoskami dookoła. Odwłok podobny do tego u samicy, choć plamy na nim są często większe i bardziej jaskrawe.
W przypadku obu płci warto zwrócić uwagę na czułki. Te są stosunkowo długie, jak na muchówki i tworzą formę wici. U innych rodzajów lwinek, z którymi można pomylić Odontomyia ornata (chodzi mi głównie o rodzaj Striatomys), czułki są jeszcze dłuższe, cieńsze i wydają się być wyraźniej załamane, niż u O. ornata.
Gdzie ją można spotkać?
Ok. Mamy za sobą wygląd, pora się dowiedzieć, gdzie możemy na nią trafić. Lwinkowate szczególnie upodobały sobie otwarte, wilgotne tereny trawiaste, często położone w pobliżu zbiorników wodnych i nie inaczej jest z naszym gatunkiem. Nie jestem do końca pewny jak to jest z jej rozmieszczeniem w naszym kraju, ale nie należy do jakichś szczególnych pospoliciaków (chociaż wg polskiego klucza do oznaczania zmrużkowatych, kiedyś zaliczała się do gatunków pospolitych), tym bardziej, że widnieje na Czerwonej Liście, z kategorią DD (czyli jej zagrożenie, choć jest pewne, to nie zostało całkowicie rozpoznane i określone). Dorosłe można obserwować od maja do końca sierpnia.
Tryb życia
Swoje pierwsze spotkanie z tym zmrużkiem miałem w sierpniu 2014 roku. Przyznam, niełatwo mu było zrobić zdjęcie, chociażby ze względu na palące słońce i jego szczególną skłonność do białych kwiatów. Na domiar złego, kiedy tylko próbowałem zrobić mu zdjęcie, to uciekał. W końcu jednak parę fotek mu zrobiłem. Dałem więc mu spokój i skupiłem się na innych stworzonkach. Parę chwil później dobiegł do mnie brzęczący dźwięk i to dość dobrze mi znany. Dokładnie taki sam, wręcz rozpaczliwy, który wydają muchy schwytane i pożerane przez inne owady (np. modliszki) oraz pająki. Prędko się odwróciłem i podbiegłem do kwiatu, na którym dostrzegłem go kątem oka. Jak się okazało zmrużek padł ofiarą kwietnika (Misumena vatia). Te świetnie się maskujące pająki, czają się wśród kwiatów i bez wahania atakują każdego owada, jakiego są wstanie pokonać (a tych jest całkiem sporo, potrafią sobie bowiem radzić nawet z dużo większymi od siebie motylami), bez względu na to, czy jest uzbrojony w żądło, czy tylko udaje, że takowe posiada. Zmrużek, nie miał żadnych szans i choć rozpaczliwie przebierał nóżkami, to oczywiście nie robił na pająku żadnego wrażenia. Początkowo byłem pewien, że ofiarą kwietnika padła moja uciekająca, ale w końcu pozująca samiczka, jednak szybko się zorientowałem, że to samczyk! Trochę szkoda, że tak zakończył swój żywot, no ale… tak to już w naturze jest. Mimo, że same lwinki z tego gatunku są dość rzadkie, to jak widzę, miejsce w którym je obserwowałem (bardzo sympatyczne rozlewisko otoczone lasami i zaroślami) jest dla nich dość sprzyjające, więc możliwe, że w przyszłych latach znów na nie trafie i będę miał dla was więcej, ciekawych obserwacji.
Oczywiście to jeszcze nie koniec artykułu. Dla porządku muszę chociaż pokrótce opisać tego zmrużka. Jak wspomniałem w opisie swojej małej, naocznej obserwacji, lwinki bardzo chętnie przylatują do różnych kwiatów, szczególnie białych (głównie tych z rodziny baldaszkowatych), by pożywiać się ich pyłkiem i nektarem. Są przy tym dość spokojne, choć dłużej niepokojone potrafią niespodziewanie odfrunąć na jakiś pobliski kwiat. Kontrastowe, żółto-czarne ubarwienie zmrużków ma oczywiście upodobnić je do żądłówek (mi osobiście, najbardziej przypominają makatki, Anthidium spp, czyli samotnie żyjące pszczoły), choć jak widać, nie chroni ich to chociażby przed kwietnikami.
Ich podłużne, wrzecionowate, wyraźnie segmentowane larwy, żyją w wodzie, gdzie zajmują się filtrowaniem wody i wychwytywaniem z niej różnych szczątków organicznych.
tego kwietnika wypatrzyłem dopiero po przeczytaniu tekstu ;-D
Cztery gatunki zmróżek mam w dorobku, ale takiej jeszcze nie. Gdybym ją spotkała, pewnie tradycyjnie (i bezskutecznie) szukałabym najpierw w bzygach. 😉
Cztery zmróżki to całkiem ładny wynik… i to w dodatku dwie, których sam na oczy jeszcze nie widziałem (a przy takiej Beris clavipes też bym pewnie początkowo nie skojarzył rodziny). Osobiście, prócz tych dwóch u mnie na blogu,spotkałem znacznie więcej zmróżek. Pomijając pospolite zieonuchy czy Oplodontha viridula, miałem do czynienia z Odontomyia tigrina, czy też z Striatomys chameleon, chodź z tą drugą to dość dawne dzieje były. W tym roku chyba będę musiał spróbować poszukać kolejnych gatunków, bo jednak zmróżki mają w sobie to coś, a i wiele z nich to cenne, entomologiczne rarytasy 😀
Po Twoich słowach jestem jeszcze bardziej dumna ze swojej kolekcji. 🙂
Zauważyłeś, że u większości zmróżek ze scutellum wystaje coś na kształt kolców? Chyba u żadnej innej rodziny tego nie ma. Więc jak są kolce – sprawa ewidentna.
Ano, muchy z tej rodziny są naprawdę wyjątkowe i chętnie bym spotkała ich więcej, podobnie jak Ty. Od wiosny będziemy szukać. 🙂
Tak, te kolce wyrastające z scutellum to cecha charakterystyczna wielu zmróżkowatych, chociaż u różnych gatunków bywają różnie rozwinięte i nie zawsze dobrze widoczne (np. u mojego wcześniejszego zmróżka, kolce są obecne, ale zasłaniają je liczne włoski i przez to trudniej je dostrzec). Swoją droga, chyba będę musiał o nich dopisać przy artykule o Odontomyia ornata, bo z tego co widzę, pominąłem ich kwestię.
Zdecydowanie, trzeba ich poszukać, bo kto wie, co może się trafić. Ja np. do tej pory nie spotkałem żadnej zmróżki z rodzaju Oxycera, więc wypadało by to nadrobić 😀
Tak, oczywiście, ale jeśli już widać kolce, to przynależność rodzinna staje się jasna. 🙂
Nie wiem, czy wszystkie Oxycery lubią to samo środowisko, ale swoją spotkałam przy leśnej drodze, w miejscu mocno zarośniętym drzewami i ogólnie cienistym. Słońce tylko miejscami przebijało sie przez liście – i w takiej plamie słonecznej, na niskiej roślinie, siedziała ona. 🙂
Dokładnie tak 😉
Cenna wskazówka z tą Oxycerą, więc na pewno będę zwracał uwagę na takie miejsca. Zmróżkowate ogólnie lubią sąsiedztwo wody i z tego co czytałem, z Oxycera jest dość podobnie, więc jakby to połączyć z jakimś leśnym bajorkiem, t szanse mogą jeszcze wzrosnąć. Trzeba się będzie rozejrzeć za takimi miejscami w okolicy 😀
Jak mi opowiadał Bogusław Soszyński który swoje lata ma a wiec dysponuje szersza perspektywa, stratiomidy przez długi okres względnej suszy, jaką miała w Polsce miejsce w latach 80tych były w odwrocie. Nawet pospolite gatunki, takie jak zbrojka ciężko było spotkać. Do dziś odbudowują dawna świetność. Opornie to idzie. Takie Sargusy prawie wyginęły.
Ciekaw jestem, czy ornata spotykasz na wielu, czy też na jednym stanowi sku…
Ano właśnie i teraz co ciekawszych zmróżek to ze świecą szukać ;/
Ornata trafiły mi się tylko na jedynym stanowisku, a po za nim nigdzie indziej się z nią nie spotkałem.
Przepraszam za grafomanię w poprzednim komentarzu. Pisałem z tabletu, który na dodatek za mnie kończył słowa. Koszmar.
Z wieloma gatunkami jest tak, ze występują na południu, lub na północy – a u mnie w centrum są bardzo lokalne, lub nie ma ich wcale. Z tego co słyszałem, akurat w twoich rejonach szanse na rzadkie lwinkowate są naprawdę spore. Tak więc, warto zajrzeć na torfowiska, czy baldachowiska w pobliżu zbiorników wodnych. Powodzenia
Z reguły nie zwracam szczególnej uwagi na pisownie, także nic nie szkodzi (wprawdzie nie z tableta, ale czasem z komórki coś pisze i mam podobną sytuację, także znam ten ból 😉
Ano właśnie, czasami zazdroszczę tym z południa ciekawych gatunków, których u mnie brakuje, no ale… skoro u mnie z tymi zmróżkami jest tak ciekawie, to będę ich szukał, może i coś się ciekawego trafi 😉
Pingback: 153 – Lwinkowate ufo (Stratiomyidae) | Oczy W Oczy